Kwasowa Grota Heroes VIIMight & Magic XHeroes III - Board GameHorn of the AbyssHistoria Światów MMSkarbiecCzat
Cmentarz jest opustoszały
Witaj nieznajomy.
rejestracjalogowanieFB



Prolog


Wszystko, co istnieje, ma swój początek. Każda broń została kiedyś wykuta. Każde królestwo zostało kiedyś założone. A każda żywa istota kiedyś się urodziła. Ludzie jednak popełniają rzeczy, których później żałują. Rzeczy, których nikt nie może przebaczyć...

Jestem Tarnum, Nieśmiertelny Bohater. W swoim życiu popełniłem tak straszne rzeczy, że Przodkowie nie wpuścili mnie do raju. Te zwoje zapisuję historią moich czynów, aby nikt więcej nie ważył się postępować tak jak ja. Cena jest ogromna...



Jak to się zaczęło, czyli Wojownicy Pustkowi


Wszystko zaczęło się wieki, wieki temu, gdy Imperium Bracaduun zniewoliło ziemie barbarzyńców. Przynajmniej tak wtedy to wyglądało. Dlatego, gdy pewnego dnia spotkał mnie bard i opowiedział historię Jarga, barbarzyńskiego króla, który podbił tereny od morza do morza, włączając w to Bracaduun, z ochotą ruszyłem w misję odbicia ziem moich przodków z rąk magów. Niestety był tak wycieńczony, że po opowiedzeniu tej historii zmarł od ran, jakich doznał w drodze do mnie. Jakiż wtedy ogarnął mnie gniew!

Pierwszym przeciwnikiem miał być jeden z moich pobratymców, Rabak, władca klanów barbarzyńców z ramienia magów. Zajadał co noc wszelkiego rodzaju smakołyki, a wiele rodzin, którymi miał się opiekować, przymierało głodem! Już samo to stanowiło podstawę do ukarania go. W międzyczasie rozkazałem szukać pozostałych bardów. W końcu zgłosił się do mnie kolejny. Nakazałem więc, by wyszkolił każdego roku po dwóch bardów, aby nasza historia nie zginęła.

Szybko zostałem okrzyknięty Królem Barbarzyńców, a poprzednim, który nosił to miano, był sam Jarg! Wyjęty spod prawa i ścigany przez najemników na usługach Bracaduun, dotarłem do twierdzy Kurla, władcy Bracaduun, gdzie przetrzymywano pozostałych starych bardów. Forteca upadła, a ja uwolniłem więźniów. Przynajmniej tak to zapamiętałem. O, jak to, co pamiętamy, może się różnić od tego, co się naprawdę wydarzyło!

Ale wtedy to nie było dla mnie ważne. Potrzebowałem armii, by pokonać magów z Bracaduun. Wybór padł na bagna ogarnięte wewnętrzną wojną między gnollami i jaszczuroludźmi. Pokochałem wtedy kobietę, którą jednak publicznie ścięto za zbrodnie przeciw Imperium. Właściwie to były MOJE zbrodnie. Miała na imię Yalla i była niezwykle piękna. Jej śmierć przypieczętowała los magów, tak jak i mój. Teraz już musiałem zniszczyć ich imperium za wszelką cenę. Zaatakowałem ich górską linię obrony. To musiał być dla nich dotkliwy cios, po którym w końcu zorientowali się, że czeka ich trudna walka. W tej kampanii syn mojego przyjaciela zostałam mianowany dowódcą grupy, która miała zorganizować pułapkę na Królów-Magów. Oczywiście się udała, ale Tordac zginął, a jego ojciec, Hardac, skrycie obwiniał mnie za to. Może miał rację? Może to jednak była moja wina?

Bracaduun udowodniło, że także umie zastawiać pułapki. Tuż przed wejściem na rodzime tereny Jarga Zdobywcy zostałem wciągnięty w jedną. Musiałem się przebić siłą przez armie magów z Bracaduun. W samej dolinie nikt nie chciał mi pomóc. Tak mnie to zezłościło, że postanowiłem wymordować wszystkich, którzy staną mi na drodze. Włączając to moich generałów, którzy chcieli wracać do swoich domów. Przede mną został już tylko jeden przystanek na drodze ku zniszczeniu Imperium Bracaduun - zamek Steelhorn.

Już wtedy sny zaczęły mnie dręczyć dając do zrozumienia coś, czego nie chciałem zauważyć, a co widzieli inni. Stałem się pospolitym mordercą, nikim więcej. Yalla, Tordac, Hardac i inni generałowie, lud Jarga - wszyscy zginęli przeze mnie! Lecz o najgorszym miałem dowiedzieć się wiele lat później... Steelhorn ostatecznie upadł, a ja dziesiątki lat później poznałem kogoś, kto wtedy bronił zamku i kto przez przypadek stał się w tamtym momencie nieśmiertelny. A może to nie był przypadek? Może tak miało być? Może miał mi przypominać wszystkich, którzy zginęli przeze mnie? Kto wie...



Piekielna pokuta, czyli Podbój Podziemi


Rion Gryphonheart - człowiek, który mnie zabił i którego dusza została porwana przez demony. Ojciec królowej Allison, która jak się okazało, jest moją siostrzenicą. Ukrywanie się pod postacią rycerza jest dla barbarzyńcy nadzwyczaj wygodne...

Z początku nie rozumiałem, dlaczego ten człowiek miałby zostać uratowany. Dlaczego miałbym nie pozwolić sczeznąć jego duszy w piekle? Dlaczego miałbym ratować kogoś, kto doprowadził do upadku wielkie imperium barbarzyńskie? Ale musiałem być posłuszny Przodkom. W końcu wiedzieli więcej niż ja mogłem zobaczyć. Allison zdradzała cechy barbarzyńskiej kobiety, a ja w miarę poruszania się w głąb piekła poznawałem coraz więcej z własnej historii...

Ludzie z Erathii, którzy powstali ze zgliszcz północnego Bracaduun, to jednak szlachetna rasa. Chyba jako jedyni mogą się równać z barbarzyńcami. Nic dziwnego, skoro ich krew wymieszała się z naszą. Gdyby spędzali więcej czasu z żołnierzami, trenując razem, pewnie w stanie byliby podbić cały świat.

Dopiero przebywając w piekle zobaczyłem wszystkie moje złe uczynki. Nie tylko te, o których już wspomniałem, ale także inne, o wiele gorsze...

Bestialsko zamordowałem człowieka, który błagał o łaskę, zniewoliłem jeden lud, by wyzwolić inny... prawie doprowadziłem do śmierci jednej z moich sióstr! Gdyby wtedy Rion jej nie uratował, byłbym potępiony na wieki, jeśli nie przez Przodków, to przez siebie.

W końcu byłem w stanie poznać imię tego, który porwał duszę wybawcy mojej siostry. Jorm. W międzyczasie niektórzy powoli zaczęli się domyślać, że nie jestem tym, za kogo się podaję.

Królowa Allison posiada zdumiewające zdolności przywódcze i bitewne. Odkąd zacząłem ją trenować stała się wielką wojowniczką. Nic dziwnego - jest córką mojej siostry i jedynej osoby, która była zdolna mnie pokonać, a nawet zabić. Osoby, której dusza posłużyła za przynętę na moją siostrzenicę. Jeszcze tylko demony nie poznały siły mojego gniewu!

Czas spędzony w podziemiu dał mi wiele do zrozumienia. Zemsta prowadzi donikąd. Moja chęć zemsty na Królach-Magach Bracaduun doprowadziła do tego, że zostałem obciążony klątwą nieśmiertelności, a żądza odwetu królowej - do jej porwania.



Ujarzmić magię, czyli Władcy Żywiołów


Pewnego dnia Przodkowie wyznaczyli, jak sami to określili, najważniejsze jak do tej pory zadanie - powstrzymać Władców Żywiołów. Przecież wiedzieli jak bardzo nie cierpiałem magii. Czyżby dlatego dali mi to zadanie? Bo Władcy Żywiołów to istoty magiczne? Ale dlaczego kazali mi zjednoczyć się z magami z Bracady, spadkobiercami Królów-Magów z Bracaduun? Wszystko miało dopiero się ujawnić...

Władcy Żywiołów to istoty znacznie starsze nawet od Przodków. U zarania dziejów walczyli oni między sobą, ale zostali zmuszeni do podpisania 10000-letniego pokoju z ludźmi. Podobno chcieli rozdzielić nasz świat na poszczególne Żywioły, co spowodowałoby jego zagładę. Musiałem dotrzeć do ich domen zanim oni sami stamtąd wyruszą. A pozostały tylko jedne Wrota Żywiołów, którymi mogłem się tam przedostać.

Królem Bracady (a jakże!) był Gavin Magus, który przekazał mi władzę nad jedną z Fortec, by pomóc mi ukończyć moje zadanie. Skąd on, na Przodków, wiedział jaką mam misję? Dostałem Fortecę ZANIM ogłosiłem swoją misję. To niemożliwe by wiedział... A jednak to on był tym magiem, który zyskał nieśmiertelność w bitwie o Steelhorn, jak później mi powiedział. Wysłał ze mną swojego dość bliskiego krewnego, Barsolara.

Podróżując przez poszczególne domeny Żywiołów (zwane Wymiarami) zawsze znajdowaliśmy puste trony. Musiałem znaleźć inną drogę do mojego świata, bo jedyne wrota, jakich mogłem użyć, zostały zamknięte, a może nawet zniszczone, przez Shalwenda, Władcy Żywiołu Powietrza.

W domenie Gralkora, Władcy Żywiołu Ziemi, znaleźliśmy Reamusa, który zaginął ponad 200 lat temu, a dla niego pobyt w domenie Gralkora trwał tylko 16 lat! W końcu musiał poznać prawdę... i poznał. A co do całej tej domeny to nawet mi się podobała. Czułem się jak za młodych lat po dniu ciężkiej pracy. Zupełnie inaczej niż w domenie Acwalandera, Lorda Żywiołu Wody, gdzie ciągle miałem chorobę morską. Obiecałem sobie, że wyszkolę tych magów na barbarzyńców.

W domenie Pyrannaste'a, Władcy Żywiołu Ognia, doszło do odkrycia, które umożliwiło nam znalezienie sposobu na powrót do domu - tamtejszy ogień oddziaływał na otoczenie zgodnie z naszą wolą. Okazało się, że zarówno myśl jak i magia to tak samo żywioły jak ogień czy woda.

Kiedy ruszyliśmy w wyścigu do Pierwszych, żywiołaków magii, które prawdopodobnie rzeczywiście były najstarszymi z żywiołaków, dowiedziałem się o tym, że Pyrannaste zniewolił feniksy. Chciałem od razu ruszać, by je uwolnić, ale w końcu dałem się przekonać. Magowie zaczęli już podejrzewać, że jestem barbarzyńcą i szykować się do buntu, ale sprawę załagodził Barsolar. W końcu Pierwsi przyłączyli się do nas. Nawet na nas czekali! Nareszcie byliśmy gotowi do powrotu. Jednak wcześniej musieliśmy uwolnić feniksy...

Kiedy wróciliśmy zorientowaliśmy się, ze nie było nas 30 lat i Władcy Żywiołów połączyli siły. Z początku zdziwiłem się, że Gavin ciągle żył i był zdolny do przybycia do mnie, ale jak pewnej nocy opowiedział mi historię swojego życia i to, że mnie rozpoznał, było dla mnie jasne, że również jest nieśmiertelny. Zabity przez jednego z moich behemotów, powstał i został Królem Bracady. Stał się arogancki, więc postanowiłem poczynić kroki, aby nikt nie został kolejnym Władcą Żywiołów, zwłaszcza on. Żywiołaki myśli usunęły wiedzę o sposobach dotarcia do Wymiarów z umysłów tych, którzy je poznali, a żywiołaki magii wszelkie wzmianki i całą wiedzę o tych światach.



Od Tarnuma do Vorra, czyli Drzewo Życia i Ognisty Księżyc


"Ratuj Drzewo Świata!" - usłyszałem daleki krzyk Przodków. To było dziwne. Zazwyczaj inaczej zlecali mi zadanie, ale jak miałem się dopiero przekonać, to była misja inna od pozostałych.

Wyruszyłem w wyścig z nekromantami do Drzewa Świata. Przez wiele dni próbowałem ich zniszczyć, ale sprzymierzyli się z barbarzyńskim plemieniem, które nazywa siebie Wyznawcami Vorra. Musiałem się dowiedzieć o nim czegoś więcej. Szamani powiedzieli mi, że jest Przodkiem, a inną osobą o tym imieniu był pewien barbarzyńca u zarania dziejów. Jego historia była o tyle straszniejsza, że przypominała moją - oboje uwielbialiśmy być ubóstwiani, oboje chcieliśmy zawsze zwyciężać i oboje byliśmy gotowi przelać barbarzyńską krew, by dopiąć swego. Podejrzewałem nawet, że owym Vorrem byłem ja.

Co do Drzewa Świata, to spytałem się o nie szamanów, ale jedyne sensowne rzeczy, jakie od nich uzyskałem to to, że jest wielkie i stanowi źródło wszelkiego życia na planecie. Goniąc nekromantów trafiłem do groty, która łudząco przypominała powierzchnię. Pełna zieleni, drzew i kwiatów. Trafiliśmy też tam na władcę Wyznawców Vorra - króla Targora. Najwyraźniej chciał upodobnić siebie do barbarzyńskiego tyrana, który pokonał Królów-Magów Bracaduun, do tyrana, którym byłem JA. Musiałem mu przekazać to, kim byłem, to, co uczyniłem i to, jaką karę przyszło mi zapłacić. Musiałem mu to pokazać zanim by było za późno. Jedyna rzecz, która była do tego zdolna, to amulet pamięci.

W trakcie jego poszukiwania przybył druid elfów. Nazywał się Nilidon. Opowiedział mi ciekawą historię. Kiedy mówił o tym, że elfy kiedyś strzegły Drzewa Życia i nieomal doprowadziły do jego zniszczenia i tylko dzięki Przodkom jeszcze się trzyma, nie powiedziałem nic przez wzgląd na moją przyjaźń z elfami, ale jak powiedział, że przez cały czas byłem WEWNĄTRZ niego, musiałem mieć minę kamiennego golema albo jeszcze głupszą. Jak mogłem tego nie zauważyć? Jak mogłem tego się nie domyślać?! W każdym bądź razie sekret tego miejsca tkwił w jej elfiej nazwie - Korzenie Życia. Były one miejscem, gdzie życie powstało i rozprzestrzeniło się na całą planetę.

Jedyne, czego żałuję z tej misji, to śmierć Wyznawców Vorra, tuż po tym, jak ich nawróciłem na właściwą ścieżkę, z ręki szalonego Przodka. Teraz musiałem dopaść nekromantów. Szczęśliwie się stało, że Vorr uciekł, zostawiając ich na mojej łasce. Albo też mieli niezłe poczucie humoru, albo naprawdę nie mieli pojęcia z kim mają do czynienia. Przysłali mi list, który zatytułowali: "Do bra-barzyńskiej królowej..."

Kiedy wyszedłem na powierzchnię, by szukać Vorra, który według szamanów uciekł na północny-wschód, poczułem się dziwnie osłabiony i słabłem z każdym dniem. Podróżując w tamtą stronę, ciągle zastanawiałem się czy uda mi się go pokonać. Nie miałem szans w walce z nim nawet, gdy byłem w pełni sił. Jedyną szansą było odnalezienie dziwnie milczących teraz Przodków.

Pomoc zjawiła się dość szybko - Skizzik, który opiekował się nimi. Powiedział mi, że raz zostawił otwarte drzwi, więc mogli mnie ostrzec. Został za to pobity i wyrzucony.

Przodkowie byli przetrzymywani na Ognistym Księżycu. Ale żeby tam się dostać, trzeba przebyć Błyszczący Most, który każdego, kto nie posiada pierścienia wędrowca, wyprowadzi w losowym miejscu we wszechświecie. Trzeba było go zdobyć i uwolnić Przodków.

Kiedy Przodkowie odzyskali wolność, zaczęli mnie nachodzić z jakimś dziwnym napojem, który podobno pochodził z Drzewa Życia. Twierdzili, że moja nieśmiertelność pochodzi z powiązania z nimi i, że jeśli zabiję Vorra, to sam umrę. To było nawet kuszące na początku - w końcu miałbym spokój. Przekonali mnie w końcu tym, że nie tylko ja i Vorr umrzemy, ale także i oni, skazując tym samym wszystkich barbarzyńców na wieczne zatracenie. Musiałem więc tylko go złapać, aby oni mogli podać mu ten napój...


Co zniewoliłeś, teraz uwolnij, czyli Rewolta Władców Bestii


Jak już pisałem, zniewoliłem jeden lud, by wyzwolić inny. Zniewoliłem Lud Bagien, za co musiałem zapłacić. Tych, co zniewoliłem, teraz muszę wyzwolić. Przodkowie zesłali mnie jako jednego z Władców Bestii ciemiężonego przed króla Gryphonhearta. Miałem zorganizować powstanie.

Ówczesny król Erathii był szalony. Nawet barbarzyńcy nie wycierpieli tyle pod rządami Bracaduun, ile lud bagien cierpiał w chwili, kiedy zostałem do nich wysłany. Długo zajęło mi przekonanie ich całkowicie do zorganizowania powstania. Niestety i tutaj nie obyło się bez przelewania krwi osób, które wypełniały tylko rozkazy, jak Lord Onsten.

Wyzwolenie Ludu Bagien, to nie tylko uniezależnienie ich terytorialnie, ale także nauka funkcjonowania państwa. Kodeks praw, system rządów...

Dość szybko zostaliśmy wyjęci spod prawa. Każdy pirat, złodziejaszek czy inny łowca nagród polował na nas. Niektórzy zaczęli dezerterować. Wiedziałem, że pewnego dnia będę musiał odejść i zostawić ich bez opieki. Musiałem wybrać swojego następcę. Wybór padł na Droglo, ludzkie dziecko wychowywane na bagnach, które walczyło przez długi czas z Erathią.

Po podwójnym niepowodzeniu zduszenia rebelii, król wysłał swojego syna, Nivena. Pewien Erathiańczyk prosił, bym go nie zabijał, bo król chce widzieć swego syna martwego. Postanowiłem więc pokazać Nivenowi jaki jest NAPRAWDĘ jego ojciec. Trochę czasu to zajęło. Ostatecznie przekonał go widok ciasno zbitych niewolników w specjalnych 'klatkach'.

Niven był tak podobny do Allison, mojej siostrzenicy, że o mały włos, a bym się wygadał. Musiałem być ostrożniejszy. Nie mogłem mu od tak powiedzieć, że jej przodkowie wywodzą się z rodu barbarzyńców.

Earl Rambert przetrzymywał jako zakładników mądre kobiety Ludu Bagien. Musiałem je uwolnić. Niven kupił nam trochę czasu, oddając się w jego ręce. Byłem z niego taki dumny. Zupełnie jakbym widział własną siostrzenicę... Adamina i inne mądre kobiety widziały więcej niż sądziłem. Widziały to, że nie jestem do końca Władcą Bestii ani kimś z Ludu Bagien. Widziały opiekę Przodków nade mną.

Erathia wysłała na nas pełnię swojej armii. Wojska były daleko, więc mogliśmy prosić o pomoc. Barbarzyńską pomoc. Musiałem im słono płacić. Ale praktycznie się to opłaciło. Lud Bagien został uwolniony i stworzył własne państwo, Tatalię (jak mi powiedziano to słowo oznacza "społeczność"). Szalony król został pokonany. Draglo władcą Tatalii, a Niven królem Erathii. Niestety, Draglo musiał poznać prawdę - odkrył jeden z pomników, które kazałem postawić sobie jeszcze będąc Królem Barbarzyńców...


Gdzie smoki zniknęły?, czyli Szarża Smoków


Było jedno zadanie, którego nie zlecili mi Przodkowie. Podjąłem się jego sam. Przez 20 lat żyłem wśród elfów i dobrych smoków, aż pewnego dnia te ostatnie zniknęły - po prostu odleciały i nie wróciły. Przekonałem Króla Elfów, by to mnie wysłał na poszukiwania...

Wszyscy martwili się tym, że smoki nie przybyły na Festiwal Wiosny, wielkie święto elfów. Jaka silna była więź między elfami a smokami! Dlatego też, jak również i przez ich długowieczność, przyjąłem to, co oferowali najlepszego - swoją przyjaźń. Dlatego musiałem znaleźć Zaklinaczkę Smoków, jedyną osobą, która potrafiła z nimi rozmawiać jak z równymi i za co cieszyła się ich szacunkiem.

Opowiedziała mi historię Smoczej Królowej Mutare. Władczyni tak oślepionej żądzą władzy nad smokami, że wypiła krew Ojca Smoków, zmieniając się w osobnika tej rasy. Teraz chciała przejąć kontrolę nad KAŻDYM smokiem, który żyje. Musiała zostać powstrzymana!

Dowiedziałem się również, że jedyne, co może odwrócić czary Mutare, które rzuciła na Matki Smoków, które przetrzymuje głęboko pod ziemią w swoim królestwie, to krew smoków, prawdopodobnie ta sama, którą wypiła Smocza Królowa. Jedna fiolka znajduje się w rejonie, do którego została wysłana Valita, gdzie po jej uwolnieniu wkrótce zaczęliśmy wpadać coraz częściej w pułapki Nighonu. To było podejrzane. Ale pomimo tych przeciwności udało nam się zdobyć fiolkę smoczej krwi i uwolnić Matki Smoków.

W miarę jak słudzy Mutare łapali i zniewalali rdzawe i kryształowe smoki, borykaliśmy się z możliwością szpiega w naszej armii. Wielu podejrzewało Valitę, więc coś trzeba było zrobić, zwłaszcza, gdy odeszła od nas. Kiedy ją odnaleźliśmy z Aspenem, doradcą Króla Elfów, sama przyznała się ze wstydem, że była zdrajcą. Wiedziałem jak się czuła, choć ja nie byłem zdrajcą tylko kimś znacznie gorszym - ludobójcą. Powiedziałem jej, że najpierw musi przebaczyć sobie, by jej demony już ją nie dręczyły. Taa, gdyby to było takie proste...

W końcu mogliśmy skupić się na walce z Mutare. Najpierw jednak musieliśmy pozyskać armię, która byłaby zdolna pokonać nowe nabytki Smoczej Królowej. Zwróciliśmy się po pomoc do innych smoków, które mogliśmy znaleźć - smoków czarodziejskich o tęczowych skrzydłach (sam się zastanawiałem jak one mogą latać na tych cienkich skrzydłach).

Kiedy stanęliśmy naprzeciw armii Mutare odkryliśmy, że zniewoliła najstarsze i najpotężniejsze smoki - błękitne z lodowych szczytów. Ale i tak musieliśmy ją pokonać. Gdybyśmy tego te zrobili, stałaby się tyranem większym niźli ja byłem. Ale aby to uczynić musiałem stać się na powrót barbarzyńskim tyranem i porzucić to, co sprawiło, że byłem nazwany Przyjacielem Smoków. Mutare uciekała z podkulonym ogonem jak zbity pies! Podobno ktoś ją potem zabił... A co do Vality, chciałem opowiedzieć jej o sobie, zanim spełnię jej prośbę, ale Przodkowie mnie wezwali i nigdy nie wróciłem do elfów.



Zniszczyć miecz i ocalić świat, czyli Miecz Mrozu


Gelu, pół-elf którego poznałem będąc w lasach AvLee, wyruszył na poszukiwania Miecza Mrozu - mitycznej broni, która doprowadziła niemal do upadku Vori, przemieniając je w lodowe pustkowia. Sam zaś dzierżył Ostrze Armagedonu - miecz wykuty przez demony i odebrany im przez Rolanda i Katarzynę - władców Enroth i Erathii. Gelu im pomagał. On sam wiedział o przepowiedni, którą przekazali mi Przodkowie. Jeśli Miecz Mrozu i Ostrze Armagedonu się spotkają, zniszczą cały świat. Miałem uprzedzić go w jego planach. Zdobyć miecz i zniszczyć go.

Niestety, Król Elfów nie kiwnie palcem przeciw bohaterowi Avlee. Erathiańczycy uważają siebie za ich sojuszników, więc walka z Gelu rozbiłaby to przymierze. Dlatego musiałem szukać armii bezwzględnej niczym barbarzyńcy, ale na tyle słabej, bym mógł ją bez trudu kontrolować. Wybór padł na Nighon. Kraj bez przywódcy, gdzie łatwo można zdobyć armię.

Żałuję, że musiałem zabić tyle zagubionych elfów i tych wszystkich barbarzyńców Kiji, która przyłączyła się do wyścigu. Nie mogłem z obojgiem się mierzyć naraz, więc Kija musiała być powstrzymana, gdyż ona dla krwiożerczego Kilgora szukała tego miecza. Tak więc zastawiłem na nią pułapkę. Oczywiście została złapana i uwieziona w lochach Nighonu. Teraz mogłem zająć się Gelu i jego elfami.

Zdążył już mnie wyprzedzić, ale jego tyły miał ochraniać Ufretin, jego przyjaciel i jeden z generałów. Musiałem go pojmać i przeciągnąć na moją stronę, ale nie wiedziałem jak dokonać tego drugiego. Kiedy polowałem na Kiję (tak, pojmanie Ufretina nastąpiło przed uwięzieniem Kiji i po otrzymaniu pomocy od błękitnych smoków), znalazłem w końcu sposób. Ujawniłem mu swoją tożsamość i to nie tylko jako oponenta, którym do tej pory był dla niego suweren Nighonu, ale też jako Nieśmiertelnego Bohatera. Przez długi czas nie chciał się pogodzić z tym, kim jestem i że walczę przeciw niemu. Ostatecznie pomógł mi przedostać się do miejsca, gdzie Gelu się znajdował - był już prawie u bram miasta Volee - miejsca, gdzie znajdował się Miecz Mrozu.

Już zanim tam dotarłem zostałem okrzyknięty zdrajcą elfów, ale gdy powiedział to Gelu, wtedy mnie to zabolało najbardziej. Jeśli ja byłem zdrajcą elfów, to on był zdrajcą świata. Ale i tak nie starałem się go pokonać. Jeśli spotkałbym go na polu bitwy, byłbym bezwzględny. Moim celem nie było powstrzymanie Gelu, ale dotarcie do Ostrza Mrozu i zniszczenie go. W miarę jak zbliżałem się do miasta, robiło się coraz cieplej i coraz mniej śniegu było widać. Jak tylko stanęliśmy u bram miasta, przeżyliśmy szok. Wszędzie trawa i pogoda była typowo letnia. Ale przecież Miecz Mrozu sprawił, że te tereny były całe ośnieżone, więc jakim cudem w mieście trwało lato? Po zdobyciu miasta okazało się, że miecza nie ma. Jedyne ślady, jakie znaleźliśmy, należały do barbarzyńców! Zdradziecka Kija! Jak jej się udało zbiec pozostaje dla mnie cały czas zagadką.



Nowa Era Barbarzyńców (Heroes IV)


Waerjak. W języku dawnych barbarzyńców "Gryf". Sierota, którą znalazłem podróżując po starym świecie. Zapowiadał się na wspaniałego przywódcę, zwłaszcza pod opieką jednej z moich ukochanych, która i tak mnie znienawidziła, a jednak wiedziała, że jestem nieśmiertelny - Adrienne. Kiedy ten głupiec Gelu skrzyżował Ostrze Armagedonu z Mieczem Mrozu dzierżonym przez jeszcze większego głupca, Kilgora, powodując coś, co zostało nazwane Rozliczeniem, musieliśmy uciekać do nowego świata. Tutaj dostałem moje ostatnie zlecenie - Waerjak miał być kolejnym władcą barbarzyńców i zastąpić mnie w obowiązkach ratowania świata.

Jestem z niego taki dumny. Tyle go nauczyłem o drodze, jaką powinni kroczyć barbarzyńcy. A on zjednoczył wszystkie plemiona barbarzyńskie w nowym świecie. Axeoth chyba się nazywa.

Ale po kolei. Zanim zjednoczył plemiona, musiał się wiele nauczyć. Każda walka była dla niego praktycznie nowością. Każda moja rada - cenną wskazówką. Każdy mój czyn - legendarny. No może z tym ostatnim to przesadzam. W każdym bądź razie podróżowaliśmy razem i razem walczyliśmy, aż do czasu, gdy natrafiłem na wojownika, który zdołał wykorzystać w pełni taktykę i element zaskoczenia, a tym samym mnie pokonać, co nie zdarzyło się od czasów Riona Gryphonhearta. Ten wojownik to Vogel. Niewiele o nim wiem. A co do Waejarka, to postanowił on pomścić moją śmierć. Gdyby tylko wiedział... ale i tak po tym jak widział moją śmierć, a potem zobaczył mnie w namiocie, dowiedział się o mnie prawdy. Ja z kolei wiedziałem, że zjednoczył wszystkie klany, a on sam stał się wielkim królem barbarzyńców i będzie nim lepszy niż ja byłem.

Przodkowie zaoferowali mi w końcu wejście do Raju, ale odrzuciłem tą propozycję. Żyjący bardziej mnie potrzebowali. A Waerjak musiał poznać prawdę o tym, kim jestem. I o tym, co zamierzam. Odchodzę i zostawiam go, by chronić wszystkich. Zrozumie...




Wszystko przemija. Czas niszczy wszystko. Świat się zmienił. Przodkowie odeszli, zapomniani przez barbarzyński lud. Pozostawiam te zwoje za sobą, by stanowiły ostrzeżenie dla mojego ludu. Teraz, gdy Przodkowie odeszli nie będzie już sądu i każdy będzie skazany na Zatracenie. Tak przynajmniej mówią legendy. Ja widzę tylko, że nie będą mogli odpokutować swoich win. Świat może mnie potrzebować, dlatego zostaję, ale zniknę tak jak Przodkowie. Już nikt nie będzie wiedział, kim jestem...

Tekst znaleziony przez Irhaka.
© 2003-24 Kwasowa Grota. Wszelkie prawa zastrzeżone. Jakiekolwiek kopiowanie, publikowanie lub modyfikowanie tekstów grafiki i innych materiałów chronionych prawem autorskim znajdujących się na stronie bez wyraźnej zgody autorów jest zabronione.
Komnaty "Gildia Mrocznych Tajemnic". Redakcja, kontakt